Artykuł ze strony Polska Muza dotyczący wyroku kasacyjnego SN

Poniżej zamieszczamy artykuł ze strony Polska Muza dotyczący bulwersujacego nasze środowisko wyroku SN. Oficjalne merytoryczne stanowisko Związku w oparciu o wiedzę merytoryczną i aspekty prawne jest w trakcie przygotowania.

„ZAKWESTIONOWANA ARTYSTYCZNA UMOWA O DZIEŁO –  ZASADA POMOCNICZOŚCI NA OPAK

SZOKUJĄCY PRZYPADEK BRAKU WIEDZY SPECJALNEJ SĄDÓW PRACY O PRAWACH POKREWNYCH ARTYSTÓW WYKONAWCÓW, ORAZ O WYNIKAJACEJ Z NICH  SPECYFICE PRAWNEJ ARTYSTYCZNYCH WYKONAŃ ARTYSTÓW MUZYKÓW ORKIESTROWYCH – JAKO PRZEDMIOTÓW ICH UMÓW O DZIEŁO.

10 stycznia tego roku zapadł kuriozalny wyrok kasacyjny SN w sprawie dotyczącej zakwestionowania przez kontrolę Zakładu Ubezpieczeń Społecznych prawidłowości zastosowania formy umowy o dzieło z artystą muzykiem orkiestrowym  przez  Operę na Zamku w Szczecinie. Sąd Najwyższy podzielił w nim oczywiście błędne stanowisko ZUS, że w przypadku tej konkretnej umowy, której przedmiotem – jak podano  w wyroku i jego uzasadnieniu –  było artystyczne wykonanie przez muzyka orkiestrowego jednej z partii partytury, jak zapisano w tej  umowie, bliżej nieokreślonego „koncertu organowego”, powinna być jakoby zawarta z artystą wykonawcą muzykiem orkiestrowym cywilnoprawna  nazwana umowa  zlecenia (jako jedna z nazwanych w k.c. umów staranności, do których należą także umowy o pracę).  Nie zaś, różniąca się od niej istotnie pod względem przedmiotowym, faktycznym i prawnym  oraz celowym i skutkowym, cywilnoprawna umowa o dzieło (stanowiąca też nazwaną w k.c., umowę rezultatu, nie zaś inną umowę staranności).

Opublikowane już  obszerne uzasadnienie tego wyroku kasacyjnego, które można znaleźć w BIP Sądu Najwyższego, od dwóch tygodni jest dlatego szeroko komentowane ze zdumieniem i oburzeniem i krytykowane przez bardzo wielu artystów, prawników blogerów i dziennikarzy. Słusznie podkreśla się w tych komentarzach, że zespół trojga  sędziów Izby Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych  SN w uzasadnieniu tego, wydanego przez siebie wyroku kasacyjnego, bezpodstawnie i błędnie pod względem faktycznym, merytorycznym i prawnym  kwestionuje w ogóle – bezspornie chroniony prawnie konwencyjnie, traktatowo i ustawowo prawem własności intelektualnej, na mocy praw pokrewnych (zwanych również w doktrynie prawa własności intelektualnej prawami sąsiednimi wobec praw autorskich) oraz niewątpliwie twórczy charakter i rezultat pracy artystów muzyków orkiestrowych i jej przedmiot, jakim są artystyczne wykonania utworów muzycznych.

Tenże wyrok sprowadza rolę artystów muzyków do roli technicznych podwykonawców, realizujących niewymagające osobistego, niepowtarzalnego indywidualnego artystycznego, twórczego wkładu, zwykłe, powtarzalne czynności usługowe, nie będące przedmiotem ochrony praw własności intelektualnej, lecz podlegające jedynie odnośnym przepisom kodeksu cywilnego, który jest w tym przypadku lex generalis (ustawą ogólną), której postanowienia należy rozpatrywać łącznie ze zmieniającymi je przepisami ustaw szczególnych (leges generales). W naszym przypadku są nimi przepisy ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej oraz ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych i jej prawnomiędzynarodowe unormowania źródłowe.

Nie sądzę bym musiał tłumaczyć czytelnikom swojego bloga jak błędne z punktu widzenia wiedzy specjalnej z zakresu zbiegu prawa własności intelektualnej, muzykologii i zawodoznawstwa muzycznego są takie opinie. W większości wypowiedzi na forach społecznościowych i publikacji medialnych dotyczących tego wyroku i jego uzasadnienia mocno podkreśla się ten aspekt, dlatego nie chciałbym się nad tym dłużej rozwodzić. Interesują mnie bowiem ze zrozumiałych względów szczególnie ewentualne praktyczne konsekwencje wydania takiego wyroku przez SN.

Polski system prawny nie ma charakteru precedensowego w odróżnieniu od brytyjskiego czy amerykańskiego (tzw. case law); mimo to wyroki kasacyjne SN są uwzględniane w orzecznictwie przez sądy niższych instancji i mogłoby się zdarzyć, że przy analizie podobnych spraw sądy pracy lub nawet wydziały cywilne sądów powszechnych, będą się kierować stanowiskiem zawartym w sentencji oraz w  uzasadnieniu orzeczenia SN o sygnaturze III UK 53/16. Otwierałoby to przede wszystkim furtkę do rewizji większości jedynie prawidłowych i właściwych artystycznych umów odzieło, jako typowychumów rezultatu – nie umów staranności – w artystycznych instytucjach kultury, stowarzyszeniach i fundacjach, w tych przypadkach, w których nie są one niezgodnie z prawem zawierane z artystami muzykami zamiast należnych umów o pracę. Praktyczną konsekwencją przekwalifikowania umów o dzieło na umowy zlecenia, byłaby bowiem możliwość ewentualnego dochodzenia przez ZUS od płatników składek zdrowotnych i ubezpieczeniowych, a ze strony US – zakwestionowania wobec podatników prawa do 50% odliczenia kosztów uzyskania przychodu z tytułu tych umów od podstawy opodatkowania przed opodatkowaniem tych przychodów z pracy artystyczno-wykonawczej. Jako, że to prawo do odliczenia 50% kosztów uzyskania przychodów, nie obejmuje umów zleceń, na podstawie których, ich wykonawcom, uznanym jedynie za zleceniobiorców, przysługuje tylko odliczenie 20% od podstawy opodatkowania na koszty uzyskania ich przychodów z tytułu zawartych umów zlecenia.

W efekcie mogłoby to doprowadzić do wstecznego naliczenia płatnikom i podatnikom składek i podatków od umów o dzieło, jak od umów zlecenia – a w konsekwencji zrujnować podmioty wykorzystujące w sposób prawidłowy, zgodny z prawem i jedynie właściwy w przypadku znacznej części indywidualnych i zespołowych, orkiestrowych wykonań artystycznych utworów muzycznych przez artystów muzyków – umowy o dzieło w dotychczasowej, obecnej i przyszłej działalności oraz pracy artystycznej.

Konsekwencje takiej sytuacji mogłyby zatem być bardzo poważne dla wszystkich podmiotów zajmujących się artystyczną muzyczną działalnością kulturalną – zarówno dla artystycznych instytucji kultury i dla indywidualnych artystów muzyków instrumentalistów i wokalistów zarówno, solistów i zespołów muzyków orkiestrowych i chórzystów. Jest zdumiewające jak wiele zamieszania mógłby, w razie przyjęcia go za wiążącą podstawę stosunków umownych w artystyczno-wykonawczej pracy artystów muzyków, wyrządzić taki jeden, wyłącznie kazusowy, na szczęście zatem jedynie jednostkowy, oczywiście błędny pod względem ustaleń stanu faktycznego i prawnego, trójinstancyjny ciąg kolejnych wyroków sądowych w tej sprawie. Zakończony, omawianym przeze mnie, niefortunnym kasacyjnym wyrokiem Sądu Najwyższego, oddalającym oczywiście zasadną skargę artystki co do kwalifikacji umowy o dzieło oraz jej przedmiotu i rezultatu. 

Oczywiście w każdym z takich przypadków stronom przysługiwałoby odwołanie do sądu z wnioskiem o ustalenie najpierw stanu faktycznego i prawnego, w świetle statuowanych w prawie własności intelektualnej niewątpliwych praw pokrewnych – nie autorskich – artystów wykonawców do ich artystycznych wykonań, jako równie niewątpliwych dzieł, jako ich twórczych rezultatów, toteż wyroki w konkretnych sprawach zapewne byłyby inne niż ten wyrok kasacyjny SN oraz poprzedzających go wyroków SO i SA w tej jednej sprawie i – miejmy nadzieję – już prawidłowe.

Jednak część artystycznych instytucji, z niewiedzy i w obawie o naruszenie zasady legalizmu, przekwalifikowuje już nadgorliwie dotychczasowe umowy o dzieło na umowy zlecenia. Podrażałoby to koszty standardowych umów o około 20 procent. Po raz kolejny od czasów, gdy organy skarbowe poddały w wątpliwości czy próby zespołów orkiestrowych mogą być uznane w świetle prawa podatkowego za działalność objętą odliczeniem 50.% kosztów uzyskania przychodów, instytucje muzyczne ogarnia strach i chaos w obliczu nagłego ryzyka przed dowolnością interpretacji dosyć klarownych jak się dotąd wydawało przepisów prawa i powszechnie przyjętej, przez nikogo niekwestionowanej praktyki.

W tej sytuacji pojawiają się kolejne, przynajmniej częściowo  ułomne lub nietrafne albo niepełne interpretacje wyjaśnienia oraz wykładnie (np. ostatnie wyjaśnienie Dyrektora Departamentu Własności Intelektualnej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego), które nie mają szczęśliwie mocy wiążącej, podobnie jak najlepsze nawet indywidualne komentarze specjalistów. Są tylko interpretacjami obowiązującego prawa, niestety niekiedy formułowanymi nie tylko contra legem (wbrew literze obowiązującego prawa) ale i contra rationem (wbrew zwykłej logice) i niezbędnej chociaż  elementarnej znajomości muzycznej i muzykologicznej oraz zawodoznawczej wiedzy specjalnej i bez koniecznego odwołania do kumulatywnego zbiegu przepisów różnych ustaw.

Tego typu wyroki i decyzje spadają na sektor kultury nagle jak grom z jasnego nieba. Zastanówmy się dlaczego? Przecież przez wiele lat państwowe instytucje, takie jak ZUS czy PIP i Urzędy i Izby Skarbowe, wielokrotnie kontrolujące instytucje artystyczne (nie tylko muzyczne) nie zwracały jakoś dotąd szczególnej uwagi na fakt, lub wręcz ignorowały opinie związków zawodowych, stowarzyszeń artystów wykonawców i samych pracowników, że w wielu wypadkach umowy o dzieło były i są w nich oczywiście nieprawidłowe.

W wielu przypadkach umowy te były wymuszane pod silną presją ekonomiczną i groźbami pozbawienia pracy na pracownikach artystycznych, zamiast nawiązywania z nimi stosunku pracy na czas określony lub nieokreślony. Dzieje się tak mimo tego, iż praca wykonywana przez artystów, jako wykonawców tych pozornych umów o dzieło spełniała i spełnia nadal w wielu przypadkach przesłanki stałego zatrudnienia i szczególnych umów staranności, jakimi są umowy ze stosunku pracy lub ewentualnie nieco względniejsze w takich przypadkach dla pracowników w sferze świadczeń na ich rzecz faktycznych pracodawców, jako zleceniodawców, zatrudniających ich tylko na podstawie umów zlecenia aby uniknąć płacenia z tego tytułu pełnych składek na poczet zabezpieczenia społecznego.

Zastępowanie umów o pracę umowami zlecenia jest także jednym z obejściowych działań pracodawców artystów, w celu maskowania praktyki obchodzenia obowiązujących przepisów prawa pracy, wobec muzyków którzy faktycznie stale świadczą pracę w muzycznych instytucjach kultury. Pamiętam jeszcze te liczne peany na cześć różnych teatrów czy orkiestr, które proponując artystom wykonawcom umowy cywilnoprawne (zwłaszcza umowy o dzieło nazywane myląco kontraktami) zamiast etatowych umów o pracę,  uważane były za prekursorów ekonomicznej racjonalności. To w tych właśnie przypadkach powinien pojawiać się tam ZUS i przekwalifikowywać umowy o dzieło, lub nawet umowy zlecenia na oczywiście przysługujące i należne pracownikom umowy o pracę, a nie wtedy, gdy artysta wykonawca sporadycznie i bez woli albo bez szans wiązania się oskładkowaną umową z instytucją, podejmuje się wykonań koncertów.

Piszę o tym, ponieważ znamy wszyscy doskonale przypadki, gdy i PIP i ZUS nie podzielały stanowiska artystów muzyków i reprezentujących ich organizacji – związków zawodowych i stowarzyszeń artystycznych dotyczących oczywiście pozornych, niezgodnych z prawem pracy, obejściowych form zatrudnienia – np. przez wiele lat muzycy grający stale w Gliwickim Teatrze Muzycznym, a których praca ani na jotę nie różniła się od zajęć innych muzyków etatowych w Polsce, byli zatrudniani tylko na podstawie umów o dzieło. W tej sytuacji żadna z tych szacownych instytucji, zajmujących się z urzędu kwestiami pracy, ubezpieczeń społecznych i egzekwowania od pracodawców obowiązku opłacania przez nich pośrednich, składkowych kosztów pracy i wynagrodzeń, nie widziała nic nagannego i nie próbowała nawet przekwalifikować umów o dzieło choć na umowy zlecenia lub umowy o pracę. Jak się zdaje obecnie ta sytuacja się zmienia pod wpływem narastającego trendu fiskalizacji i nadmiernej gorliwości organów skarbowych i ZUS w zakresie uzyskiwania wzrostu wpływów z podatków i składek ubezpieczeniowych do łatania dziur budżetowych.

Obserwując tę sytuację, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że polski system prawny w sferze kultury jest jak huśtawka poruszająca się pomiędzy leseferyzmem (przysłowiowe: „róbta co chceta” lub „hulaj dusza, piekła nie ma”) i tolerowaniem faktycznie obejściowych, niekorzystnych dla pracowników artystycznych publicznych instytucji kultury, niezgodnych z prawem pracy praktyk, a dogmatycznym, bezwzględnym i bezprawnym fiskalizmem, nieuwzględniającym kompletnie warunków wykonywania pracy artystycznej i nie biorących pod uwagę kumulatywnego zbiegu przepisów prawa pracy z przepisami prawa własności intelektualnej i prawa kultury.

Z jednej strony mamy niczym nie uzasadnioną tolerancję wobec zjawisk patologicznych i wykorzystywania artystów muzyków przez pracodawców,  a z drugiej – szukanie dziury w całym i kwestionowanie działań prawidłowych z pozycji biurokratycznych mechanizmów, które są kompletnie niewłaściwe i szkodliwe dla sektora kultury. Jest to coś, co nazwałbym odwróceniem zasady pomocniczości, odpowiedzialnych za sferę podatków i ubezpieczeń społecznych, organów i instytucji państwowych – nie ingerujemy tam gdzie mamy do czynienia z oczywistą patologią w stosunkach z pracownikami – chętnie komplikujemy to, co wiele lat działa bez zarzutu.